niedziela, 28 listopada 2010

Astronomiczna zima

Niestety, ale ciepłe chwile ze słoneczkiem dla każdego Polaka zostały ostatecznie odwołane. A przynajmniej do następnej wiosenki. Jest niedziela, 28 listopada, jakoś tak dwa czy trzy dni temu spadł śnieg, trochę późno, ale skoro już się pojawił, to należy przestać nad nim ubolewać i zacząć korzystać z jego zalet, bo tak, on też je posiada!
A skoro już wspominamy o śniegowej porze, to dobrze byłoby przypomnieć, jak to zeszłego roku wyglądało, gdy matka natura zaskoczyła drogowców. Opowiem tę historię moimi oczyma, jeśli zgubię w niej jakiś ważny fakt, to przepraszam najserdeczniej w świecie.
A więc: czternasty października, poranek, punkt szósta dziesięć, prostuję nogi, obracam tułów o dziewięćdziesiąt stopni zgodnie z ruchem wskazówek zegara (gdybyśmy patrzyli na mnie z góry), a następnie zeskakuję szybkim susem z łoża, wysokiego na pięćdziesiąt cztery metry. Leniwie podchodzę do okna, by spojrzeć na piękny wschód słońca, który, do czego zawsze mam wątpliwości, winien był ukazać się niebawem. I oto, co po uprzednim przetarciu ujrzały me zmęczone oczy na sam początek...


Ziewnąłem. Brodzenie w śniegu stało się właśnie nieuniknionym aktem, który miał być sumiennie przeze mnie wykonywany przez najbliższe miesiące. Poszedłem zrobić śniadanie i wyszykować się do wyjścia.
Schodzę w dół. Wyglądam przez szybę w drzwiach od klatki schodowej. I cóż widzę? Moc bieli.



Szedłem tedy do szkoły, znanymi mi uliczkami, acz nie takimi samymi, jak zwykle...


Podkreślając, że w dalszym ciągu poruszamy się w obszarach miejskich o dość ścisłej zabudowie przedstawiam kolejne etapy mojej wędrówki:

 

Dalej szkoła, a po szkole Nałęczów. Tu również Zima nadeszła nieoczekiwanie, zasadzając porządnego plaskacza drzewkom i krzaczuszkom:


I tak dochodzimy do momentu, gdzie moja pamięć, jak i zdjęcia się kończą.
A co z astronomią? Dla niej zima zacznie się dopiero 22 grudnia, w momencie przesilenia... Z rozumianą przez nas zimą, jak widać się nie ima.

Oh, zasypiam.

Dobrej nocy!


PS Wszystkie zdjęcia były robione aparatem w moim telefonie (2 Mpx), także wybacz, czytelniku ich niezbyt idealną jakość.

środa, 17 listopada 2010

Klisza 15 i 16. Ostatnie?

Wieczór, droga osobo.
Wypalam się, wiesz? Spokoju nie daje mi myśl, że na nic ponad to, co osiągnąłem mnie nie stać, ale taką prawdę czuję w sobie. Może to i przejściowe, lecz teraz nicość ogarnia moje myśli.
Olbrzymi mam dług wobec Ciebie. Czytasz to przecież, więc aktualnie zajmuję miejsce w Twojej głowie.
Standardowo na początek najlepsze zdjęcia, a poniżej adresy do galeryj. Nie ma nic ciekawego do oglądania, także jeśli Twojej uwagi nie przykuje ta część, którą zaraz pozwolę sobie zaprezentować, to nie próbuj nawet zaglębiać się dalej.

Jak zwykle księżyc został spierdolony.
 
 


W najbliższym czasie zero fotografii. Chyba, że ktoś będzie jej ode mnie wymagał.
Tutaj pełna galeria (przewijać w prawo, brak indeksów - nic nie oddziela klisz, poza podpisami). A pod nią kryje się miasto tak żywe, jak ja.

Dobranoc!

czwartek, 4 listopada 2010

Czternasta już klisza

Cóż, nie tego się spodziewałem. A inaczej mówiąc: miałem wielką nadzieję. Jednak niestety, po raz kolejny się nie udało.
Tradycyjnie już najlepsze moim zdaniem zdjęcia poniżej:

To jest księżyc. Nie wiem, jakim cudem, ale wyszedł za jasno... Ewentualnie coś źle zrobili w ciemni, ale na to już wpływu nie mam.
Trzeba kupić filterek.

Tutaj odnośnik do pełnej galerii (przewijać w prawo).

Poprawa niebawem! Miłego dnia!