wtorek, 4 stycznia 2011

Taniec ciał... Niebieskich.

Dobry wieczór!
          Ah, jakiż dziś jest piękny dzień! Pomijając poranek oczywiście, wszystko było takie... Udane. A to się zbyt często nie zdarza :)
Zacznę więc od sprawozdania z miejsca wielkiego spektaklu, który zauroczył miliony, miliony wręcz wzruszył i trzecie tyle o nim nie wiedziało. Gdzie się on odbył? Via wiki: "4 stycznia 2011 było widoczne w całej Europie (z wyjątkiem Islandii, Wysp Owczych i północnych krańców Półwyspu Skandynawskiego), a także w Afryce Północnej, na Bliskim Wschodzie, Azji Środkowej i zachodnich Chinach. Swoje maksimum osiągnęło nad Zatoką Botnicką...". A co? No, zaćmienie!
Kilka dni wcześniej pomyliłem datę, nie wiem, jakim cudem stwierdziłem, że ma być szóstego, a nie czwartego stycznia, ale fakt ten pomijamy, bo i tak udało mi się wykonać wiele ujęć tego niezwykłego zjawiska. Jak ta cała szopka wyglądała w Lublinie? Już mówię.
          Godzina 5:15.
Zostaję brutalnie obudzony. Nie, nie przez budzik, ale mniejsza o to. Zasypiam na jedno oko, do 5:50. Wstaję i lecę do kuchni. Termos, herbata, śniadanie, plecak i aparat - gotów do drogi.
          Godzina 7:03
Jestem u wschodnich krańców Lublina. Kilkanaście minut później pędzę z Panią Towarzysz dalej, tam, skąd powinno być wszystko widać jak na tacy.
          Godzina 8:20
Zimno, -3,4 poniżej zera. Stoimy tak z 50 minut jeszcze, kiedy to ona ucieka. Chmury gęste, wygląda na to, że zaczynają się rozwiewać. Jedno z pierwszych zdjęć:



          Godzina 9:25
Chmur już niewiele, momentami brak w okolicy Słońca, ale nadal występują. W tej chwili zacząłęm rzewnie robić zdjęcia i kombinować z filtrem (IR złączony ze zwykłym szarym). Trzymanym. W dłoni. O zgrozo. Następnym razem muszę się zaopatrzyć w odpowiedniejszy. Pierwsze ujęcia wyglądają jakoś tak:


Musiałem nieco się pobawić, zanim doszedłem do eleganckiej jakości. I...


Prawie jest! Lekki bokeh na środku, ale to nic.

A to zdjęcie mi się osobiście straszliwie podoba. Filtr odsunięty od obiektywu.

Pojedynczy filtr - widać refleks (to niebieskie gówienko lekko pod trakcją kolejową) - rzeczywisty kształt tarczy słonecznej.

W okolicach maksimum zaćmienia udało mi się ustawić obiektyw wręcz idealnie - pierwsza próba:


Nadal lekki brak ostrości, lecz...


Jest!
I tu ciekawa rzecz: gdy już zaćmienie doszło do swojego maksimum, wszystko wokół... Pojaśniało. Tak, Słońce pomimo tego, że ponad 80% jego tarczy było przesłonięte dawało radę i świeciło jak zwykle. Druga ciekawa rzecz: temperatura ani trochę nie spadła (jak to wyczytałem gdzieś w Internetach)... Albo to ja już zamarzłem...
W każdym razie widać tu potęgę naszej dziennej gwiazdy. To jest coś niesamowitego.
Dalej już tylko powrót do domu i satysfakcja, że galerię można oglądać pod tym linkiem (przewijać w prawo).

A co było potem? Nałęczów -> Sklep (w którym udało mi się zakupić ulubione w dzieciństwie cukierki pistacjowe Solidarności - najlepsze w świecie!) -> Kółko foto. A w międzyczasie najważniejsza - Paulina!
Powrót do domu, wyjazd po zdjęcia, kolejny powrót i oto jestem, piszę tego posta, i zaczynam zastanawiać się, czy ktokolwiek go przeczyta...

Ten piękny taniec Księżyca ze Słońcem to drugie zaćmienie w moim życiu i pierwsze, któro zapamiętałem. Wystarczy wrażeń na dziś.

Życzę miłej nocy!

No dobra, przyznaję się!
Telefon mi padł i te godziny,
o których jest napisane na górze
to troche zmyślone są... Ale nie szkodzi :P 

środa, 15 grudnia 2010

Księżyc, Słońce i zima.

Dzień dobry!

Mam do zaprezentowania kolejną z klisz o numerze 17. Trochę to trwało, ale w końcu udało mnie się ją zapełnić, choć nadal nie nabrałem zapału do tego.
Znalazły się tu zdjęcia Księżyca wiszącego nisko nad horyzontem oraz słońca, które złapałem przez filtr. Plus trochę zimy i kota. Oto i one:

Najlepsze zdjęcie Księżyca, jakie do tej pory udało mi się zrobić Zenitem.
 
A tu Słonko przefiltrowane. Trzeba to trochę poprawić...


No, to by było na tyle. Reszta do oglądnięcia tutaj.
Miłego dnia życzę!

niedziela, 28 listopada 2010

Astronomiczna zima

Niestety, ale ciepłe chwile ze słoneczkiem dla każdego Polaka zostały ostatecznie odwołane. A przynajmniej do następnej wiosenki. Jest niedziela, 28 listopada, jakoś tak dwa czy trzy dni temu spadł śnieg, trochę późno, ale skoro już się pojawił, to należy przestać nad nim ubolewać i zacząć korzystać z jego zalet, bo tak, on też je posiada!
A skoro już wspominamy o śniegowej porze, to dobrze byłoby przypomnieć, jak to zeszłego roku wyglądało, gdy matka natura zaskoczyła drogowców. Opowiem tę historię moimi oczyma, jeśli zgubię w niej jakiś ważny fakt, to przepraszam najserdeczniej w świecie.
A więc: czternasty października, poranek, punkt szósta dziesięć, prostuję nogi, obracam tułów o dziewięćdziesiąt stopni zgodnie z ruchem wskazówek zegara (gdybyśmy patrzyli na mnie z góry), a następnie zeskakuję szybkim susem z łoża, wysokiego na pięćdziesiąt cztery metry. Leniwie podchodzę do okna, by spojrzeć na piękny wschód słońca, który, do czego zawsze mam wątpliwości, winien był ukazać się niebawem. I oto, co po uprzednim przetarciu ujrzały me zmęczone oczy na sam początek...


Ziewnąłem. Brodzenie w śniegu stało się właśnie nieuniknionym aktem, który miał być sumiennie przeze mnie wykonywany przez najbliższe miesiące. Poszedłem zrobić śniadanie i wyszykować się do wyjścia.
Schodzę w dół. Wyglądam przez szybę w drzwiach od klatki schodowej. I cóż widzę? Moc bieli.



Szedłem tedy do szkoły, znanymi mi uliczkami, acz nie takimi samymi, jak zwykle...


Podkreślając, że w dalszym ciągu poruszamy się w obszarach miejskich o dość ścisłej zabudowie przedstawiam kolejne etapy mojej wędrówki:

 

Dalej szkoła, a po szkole Nałęczów. Tu również Zima nadeszła nieoczekiwanie, zasadzając porządnego plaskacza drzewkom i krzaczuszkom:


I tak dochodzimy do momentu, gdzie moja pamięć, jak i zdjęcia się kończą.
A co z astronomią? Dla niej zima zacznie się dopiero 22 grudnia, w momencie przesilenia... Z rozumianą przez nas zimą, jak widać się nie ima.

Oh, zasypiam.

Dobrej nocy!


PS Wszystkie zdjęcia były robione aparatem w moim telefonie (2 Mpx), także wybacz, czytelniku ich niezbyt idealną jakość.

środa, 17 listopada 2010

Klisza 15 i 16. Ostatnie?

Wieczór, droga osobo.
Wypalam się, wiesz? Spokoju nie daje mi myśl, że na nic ponad to, co osiągnąłem mnie nie stać, ale taką prawdę czuję w sobie. Może to i przejściowe, lecz teraz nicość ogarnia moje myśli.
Olbrzymi mam dług wobec Ciebie. Czytasz to przecież, więc aktualnie zajmuję miejsce w Twojej głowie.
Standardowo na początek najlepsze zdjęcia, a poniżej adresy do galeryj. Nie ma nic ciekawego do oglądania, także jeśli Twojej uwagi nie przykuje ta część, którą zaraz pozwolę sobie zaprezentować, to nie próbuj nawet zaglębiać się dalej.

Jak zwykle księżyc został spierdolony.
 
 


W najbliższym czasie zero fotografii. Chyba, że ktoś będzie jej ode mnie wymagał.
Tutaj pełna galeria (przewijać w prawo, brak indeksów - nic nie oddziela klisz, poza podpisami). A pod nią kryje się miasto tak żywe, jak ja.

Dobranoc!

czwartek, 4 listopada 2010

Czternasta już klisza

Cóż, nie tego się spodziewałem. A inaczej mówiąc: miałem wielką nadzieję. Jednak niestety, po raz kolejny się nie udało.
Tradycyjnie już najlepsze moim zdaniem zdjęcia poniżej:

To jest księżyc. Nie wiem, jakim cudem, ale wyszedł za jasno... Ewentualnie coś źle zrobili w ciemni, ale na to już wpływu nie mam.
Trzeba kupić filterek.

Tutaj odnośnik do pełnej galerii (przewijać w prawo).

Poprawa niebawem! Miłego dnia! 

środa, 27 października 2010

Dwie klisze i Canon.

Na początek wezmę pod uwagę dwie, dzisiaj odebrane klisze, czyli pierwsze próby używania nowego obiektywu. Nie jest to, co prawda, wielki, wspaniały i drogi sprzęt, ale mnie się rezultaty jego użytkowania podobają osobiście, także póki co mi wystarcza. Oczywiście pierwyj najlepsze moim zdaniem zdjęcia:

Jedno ze zdjęć, które nie zostały wydrukowane. Spokojnie, spokojnie! Na Picasie są wszystkie, co do niektórych ktoś po prostu nie miał pewności, czy wszystko z nimi OK.


Odnośniki do kliszy pierwszej i drugiej (przewijamy w prawo, oczywiście). A teraz jeszcze słowo o dniu wczorajszym, kiedy to odwiedziłem moją Ukochaną i miałem okazję spotkać się z bardzo przyjemnymi fotografmenami. Było miło!


Kilka szczegółów co prawda nie w moim stylu, ale mniejsza o to. Tutaj odnośnik do wybranych przeze mnie zdjęć. Co ciekawe, występuję na nich w formie modela (jeśli można tak to nazwać).
Miłego oglądania!

I wieczoru też!

PS Gratulujemy firmie CEWE zmodernizowania sposobu wykonywania usług. Wcześniej za płytkę trzeba było płacić dycha, teraz jest darmowa (albo kosztuje ze trzy złocisze, co oficjalnie w cenie uwzględnione nie jest)! Tak więc skany z klisz będą teraz wyglądały jak powyżej. 

niedziela, 24 października 2010

Nowy obiektyw, nowe wyzwania

Helą! Doczekałem się oto nowego obiektywu, jakim jest pyszny zoomik, Granit-11. Do środy wszyscy poczekamy sobie na zdjęcia, a tymczasem poniżej zamieszczę kombosa, czyli tele+mieszek (nie próbowałem jeszcze z tego monstrum korzystać, ale już niedługo...):


I teraz, skoro sprzęt już jest, pora na astrofotografię, czyli coś, o czym nie mam pojęcia, ale pachnie ładnie. Na początek księżyc, zobaczymy, co z niego wyszło.
To by było na tyle.

Miłego wieczoru!